piątek, 10 lutego 2012

Gościnnie


Dziś, teraz, zaraz i już rodzi się debiut pisarstwa! Tak, tak! Proszę Państwa! Przedstawiam Wam obiecaną wcześniej twórczość mojego kolegi ze studiów - Emila. Mam nadzieję, że przyjmiecie go cieplej ode mnie ;)

A teraz fanfary! Obiecany fragment:

Zmrok zapadł już dawno, w końcu rozległo się pukanie do moich drzwi i w progu ujrzałem Slaina. Nie był już w oficjalnym stroju, napierśnik z różą zamienił na ciemną koszulę, która odbijała światła świec palących się w mojej komnacie. Lubiłem świece, dawały co prawda mniej światła, niż lampa, ale wprowadzały niezwykły klimat nawet do najzwyklejszego pokoju. Generał wszedł do środka i usiadł na fotelu. Cóż, chyba wiedział już, że jest to bez dwóch zdań najwygodniejsze siedzisko, jakim tu dysponowałem. Uśmiechnąłem się lekko samo do siebie i usiadłem na łóżku.
 - A więc chcesz jeszcze dziś tam wejść? – Spytał generał.
 - Taa. – Powiedziałem znudzonym tonem i wzruszyłem ramionami.
 - A powiesz mi, dlaczego masz zamiar to zrobić akurat w nocy?
 - Żeby uniknąć gapiów, zakładam, że skoro dom jest przy głównej ulicy, zaraz zleciałby się tłum ludzi. A ja nie lubię zbędnego audytorium.
 Zgasiłem prostym gestem magicznym naraz wszystkie świece w jednym momencie i oparłem łokcie na swoich kolanach. Slain chyba nie do końca wiedział, o co chodzi.
 - Posłuchaj Slain, wierzysz, że mi się uda? – Spytałem.
 - Gdyby było inaczej, nie wzywałbym cię tutaj. – Był wyraźnie zdziwiony pytaniem.
 - Zatem do dzieła. – Odparłem i podniosłem się zarzucając szybkim ruchem na siebie swój czarny płaszcz. Chwyciłem również gwiezdny amulet i założyłem go na szyję.
 Obaj wyszliśmy z budynku i udaliśmy się w dół ulicy. Generał poprowadził mnie szybko do miejsca docelowego. Faktycznie, dom był umiejscowiony przy głównej ulicy, gdzie w dzień kręci się mnóstwo ludzi, w dodatku kilka kroków dalej był plac, na którym zapewne za dnia handlowali kupcy. Sama budowla była sporym, dwupiętrowym i zarazem eleganckim dziełem architektonicznym. Spiczasty dach na samej górze miał umiejscowione po obu stronach spadku dwa średniej wielkości okna. Pozostałe natomiast były zakryte drewnianymi okiennicami. Drzwi były zamknięte, a z domu jak na razie nie dobiegały żadne odgłosy. Zatrzymaliśmy się przed bramą.
 - Na pewno mam nie wchodzić? – Spytał mnie mój przyjaciel, jednak nie chciałem go w to wplątywać, ponieważ w przeciwieństwie do mnie nie miał najmniejszego doświadczenia z takimi rzeczami.
 - Nie Slain, zostań tu. I nie wchodź tam, cokolwiek byś usłyszał. – Powiedziałem stanowczo i spojrzałem na miejsce, do którego za chwilę się udam.
 Nagle coś wewnątrz zaskrzypiało bardzo głośno, a wzrok generała natychmiast powędrował na budynek. Niemal w tym samym momencie zerwał się porywisty, lodowaty wiatr, zupełnie znikąd. Zrobiło mi się bardzo zimno, więc wrzuciłem kaptur na głowę i naciągnąłem go mocno rozmasowując sobie zaraz potem klatkę piersiową rękami. Mój przyjaciel stał niewzruszony, ponieważ w bitwie zapewnie nie raz musiał stawiać czoła i o wiele niższym temperaturom, więc jego zahartowanie nie powinno nikogo dziwić. Ja byłem człowiekiem wrażliwym na temperatury, a w zasadzie na te z dolnej granicy, ponieważ upały znosiłem dosyć dobrze. Przez chwilę jeszcze staliśmy na ulicy badając wzrokiem wszystkie możliwe zakątki tego budynku, jednak w końcu dałem zdecydowany krok do przodu.
 - Hej, zaczekaj. Zamierzasz tam wejść bez żadnego światła? – Spytał Slain chcąc dać mi do ręki przenośną lampę, całkiem ładnie radzącą sobie z rozrywaniem tego wieczornego mroku, w który z resztą skąpany był cały ten dom. Odwróciłem się tylko przez ramię i uśmiechnąłem.
 - Uwierz mi, że sobie poradzę. – Odparłem i delikatnie uchyliłem drzwi wsuwając się zaraz potem do środka.
 Prześlizgując przez mały ganek znalazłem się w dużym pokoju, który służył zapewne za salon. Widziałem małe wejście, według mnie prowadziło ono do kuchni oraz schody na górę. W pomieszczeniu, którym się znajdowałem widać było ogromny bałagan. Poprzewracane meble, brud i zapach zgniłego jedzenia. Wyciągnąłem przed siebie rękę i zamknąłem ją na ułamek sekundy. Chwilę później trzymałem już w dłoni skromny, biały płomień, oświetlający mi wszystko dookoła. Slain chyba nie doceniał talentu zręcznego czarodzieja, choć dam sobie rękę uciąć, że nie takich, jak ja widział już w akcji, a zwłaszcza arcymaga Altaliusa, stającego z nim ramię w ramię w każdej większej bitwie. Zwykły ogień jest nieco słabszy od tego, który mam możliwość przywołać magicznie. Słabszy, ponieważ rzuca mniejszy promień światła, nie mówimy tutaj o ogniu rażącym wrogów, bo to zupełnie inna historia. Teraz widziałem wszystko, jak trzeba. Od razu zauważyłem, że na podłodze jest zaschnięta krew. Widać, że ten, kto robił tu porządki po tym samobójstwie chyba zbytnio się pospieszył. Podszedłem do okna wychodzącego na ulicę i uchyliłem okiennicę. Zauważyłem, że Slain stoi spokojnie i czeka, po chwili także dostrzegł mnie. Chciałem dać mu do zrozumienia, że póki co wszystko jest w porządku i myślę, że mój znak odebrał we właściwy sposób. Uniósł w górę rękę, w której trzymał lampę i uśmiechnął się, a ja schowałem głowę z powrotem do środka. Obróciłem się na pięcie i z wyciągniętą przed siebie dłonią buszowałem dalej po sporym pokoju. Na meblach było sporo kurzu, a oznaczało to jedynie fakt, że od kilku dni nikt tu nie zaglądał. Czy ludzie aż tak boją się historii o duchach? Gdzie w ludzkim umyśle kłębi się tak wielki lęk, że odstrasza wszystkich, którzy nie mieli doświadczenia z takimi rzeczami? Doprawdy dziwiło mnie to, bo byłem młodym człowiekiem, a specjalnego strachu nie czułem. Zapewne wynikało to z mojego przeszkolenia, z drugiej strony nie mogłem też wiedzieć, co myśli sobie osoba nieobeznania w temacie, gdy widzi byt niematerialny. Cóż, niestety głupią regułą był fakt, że człowiek boi się tego, czego nie potrafi racjonalnie wytłumaczyć lub nie miał z tym nigdy żadnego kontaktu. Nieznane budzi lęk i niepokój, a ja sytuację, w której przyszło mi się znajdować znałem dość dobrze. W pewnej chwili, gdy miałem się już kierować ku schodom w górę poczułem ciepło na klatce piersiowej. Wyjąłem spod koszuli amulet, który lśnił jasnoniebieskim światłem.


W imieniu Emila proszę Was o opinie w komentarzach pod postem ;)

2 komentarze:

  1. Takich dzieł się nie streszcza :)
    Normalnie Emil mnie zagiął. Wiedziałam że pisze ale nie wiedziałam że z takim cholernie dobrym wyczuciem i w ogóle z taką lekkością...Chcę więcej i to stanowczo :)

    OdpowiedzUsuń