Jak już ostatnio wspominałam często napadają mnie pewnego
rodzaju wynurzenia natury filozoficznej. Najczęściej zdarza mi się to nocą. Nie
wiem czemu. Ale chyba dlatego, że leżąc w łóżku podsumowuję cały przebyty
dzień.
Czasami wydaje mi się, że chyba przesadzam. Nie wiem jak wy,
ale mi się czasami wydaje, że żyję w jakimś pieprzonym „Truman Show”. Ja, jako Truman
Burbank. Dziwne to jest i w ogóle nie czuję się z tym komfortowo. Mam wrażenie, że ktoś mnie dyskretnie pilnuje.
I nie wiem czy ten ktoś jest dobry czy zły, naprawdę istnieje czy jest tylko
złudzeniem. To głupie. Ale od kilku miesięcy czuję niepokój. Czytający pewnie
się zaśmieją „matko ona jest chora” - nie wykluczam, że wszystko ze mną nie jest
dobrze. Ale psychicznie czuję się świetnie. Szkoda tylko, że teraz mam częstsze
bóle głowy. Mniejsza z tym. Często zaśmiewamy się z Piotrkiem, że jeśli ktoś
nas podsłuchuje podczas naszych rozmów telefonicznych to musi się turlać ze
śmiechu i biorąc nasze poczuje humoru stwierdziłby, że obydwoje jesteśmy zdrowo
stuknięci. Czy wierzę, że coś takiego jest możliwe? Nie wiem. Mam zbyt bujną
wyobraźnię pozwalającą mi dryfować, pływać, nurkować i zanurzać się w niej. To
tak jak z wodą w basenie, tylko dołącza do tego przemieszanie barw, dźwięków,
zapachów i odczuć. Dlatego czasami mam problem. Problem z klasyfikacją czy coś
jest realne, prawdziwe i namacalne czy jest tylko wytworem mojego
surrealistycznego postrzegania świata. Czasami (muszę się przyznać) biorę
niektóre osoby za nierealne, wymyślone prze ze mnie. Zazwyczaj dzieje się tak,
gdy mam z tymi osobami nietypowy kontakt albo o istnieniu, których mało, kto
wie. Każdy ktoś takiego zna. Tak myślę.
Wiecie, lubię czasem wyswobodzić swoje myśli na papier czy
coś. Robię to zazwyczaj w nocy (przyczyny i okoliczności podałam wyżej). Śpię
wtedy spokojnie. Może kiedyś jak już ktoś zacznie rozumieć to, co do niego
mówię przekażę je dalej. Na chwilę
obecną większość zatrzymuję dla siebie i przechowuję w metalowym pudełku.
Ostatnio bardzo bliskie są mi książki Pilipiuka (co Ty wygadujesz, przecież książki są Ci bliskie od dzieciństwa, kochasz czytać, puszczać wodze fantazji czytając a jeśli chodzi, o Pilipuka to nie trzeba wspominać, że połknęłaś już chyba wszystkie jego publikacje). Ale jest pewne ALE. Chodzi o to, że kiedy przeczytałam a raczej pożarłam w całości i nie zostawiłam żadnego okruszka „Norweski dziennik” (części trzy) tegoż autora stwierdziłam, że owa książka to majstersztyk, od którego bije blask ambicji rażący me oczy i serce. Akcja, temat, bohater i zawiłości mu towarzyszące, poszukiwanie własnego ja… Jest mi to bliskie. Może nie całkiem, ale jednak bliskie. Książka pokazująca, że każde drugie dno ma drugie dno itd.
I wiecie, doszłam do tego, dlaczego uciekam w swój
wyobrażony świat, dlaczego gadam sama do siebie, dlaczego potrafię dniami nie
wyłazić z pokoju i nie odzywać się do nikogo (trudno w to uwierzyć, ale mi się
zdarza). Po prostu boję się tego, że to wszystko mnie otaczające rozwija się,
pojawia się i znika ZA SZYBKO, że ja nie nadążę, nie zrozumiem.
To wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz